Zanim przeczytasz

Co zrobiłbyś, gdybyś nagle znalazł się w środku Japonii, z ogromną sumą pieniędzy, nie wiedząc jak się nazywasz, mając obok siebie dwoje ludzi w podobnej sytuacji?

Zachęcam do komentowania.
Wszelkie podobieństwo do realnych osób jest przypadkowe.
Opisana tutaj historia jest w całości fikcją.
Chyba.

niedziela, 22 listopada 2015

#3 Kto to

-Hmm to żarcie nie jest takie złe, jak myślałem!- woła Yuki zajadając się Kit-Katem o smaku zielonej herbaty.- Serio.
-Ciekawe, czy ktoś się z nami skontaktuje...- mówi Edward, biorąc ostatni kawałek sushi z talerza na stole. Wyglądam przez okno na zatłoczone ulice Shinjuku i ludzi spieszących się do pracy. W oddali słychać pociągi a gdzieś nad nami samolot przekracza barierę dźwięku. Jest godzina 6 rano, ale Tokio już dawno jest rozbudzone. W sumie, to pewnie w ogóle nie zasypia. W nocy słyszałam różne odgłosy, tak jakby jego mieszkańcy nie znali pojęcia 'sen'.

Wszyscy podskoczyliśmy na dźwięk dzwonka do drzwi. Yuki spojrzał się na nas przerażony a Edward przełknął ślinę i poszedł otworzyć. My zaś schowaliśmy się w kuchni, nasłuchując.

Nie mieliśmy czego słuchać, bo nasz gość bez ostrzeżenia wpakował się z butami do mieszkania i siadł na kanapie w salonie. Był to niebywale wysoki facet, wyższy nawet od Edwarda w wieku około 70 lat (wskazywała na to długa broda. Ubrany był w czarny frak i czerwony krawat. Wyglądał dosyć zadziwiająco a do tego poruszał się jak młody, zdrowy człowiek.

-Eeee....przepraszam, ale co pan tu robi?- zapytałam ledwo wypowiadając te słowa.
-Oh, to jasne! Ktoś musi się wami opiekować! Chociaż- tu spojrzał na Edwarda- widzę, że macie silnego osobnika w grupie!
-Grupie?
-No przecież w pojedynkę tu nie jesteście, nie? Widzę, że nikt się wami nie zajął.
- Wie pan coś o naszej sytuacji?- pytam coraz bardziej wkurzona,
- Oczywiście, że wiem. Wiem jakie są wasze prawdziwe imiona, skąd jesteście i po co się tu pojawiliście.
-Więc może z łaski swojej oświeciłby nas pan?!- mówi Yuki
-Niestety, choćbym nie wiem jak bardzo chciał, nie mogę nic wam powiedzieć. Jestem tu, aby przygotować was na najbliższe wydarzenia w Tokio, a reszty dowiecie się w swoim czasie. 
-Ale...- zaczęłam, lecz starzec uciszył mnie ruchem dłoni. Następnie sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej trzy, nowiutkie, czarne pistolety i każdemu z nas wręczył po jednym.

-Co my mamy z tym zrobić?- pytam. Broń jest zadziwiająco ciężka.
- Zapas naboi jest w łazience na najwyższej szafce. A teraz posłuchajcie. To nie są zwykłe pistolety. To zaawansowana technicznie broń, której naboje działają na innej zasadzie. Przy silnym uderzeniu w ciało, przebijają się przez nie i błyskawicznie porażają nerwy, zabijając. Dlatego nieważne gdzie trafisz, rana zawsze będzie śmiertelna, lecz im bliżej głowy, tym szybsza reakcja. W każdej chwili świat może zostać zaatakowany a pierwsze uderzenia będą w Japonii. 24 grudnia, w wigilie Bożego Narodzenia przyjedzie tutaj, do Tokio pewna osoba. Poznacie ją, będzie  miała twarz zakrytą maską i będzie pokazana na całym świecie w telewizji i innych mediach.

Osoba ta to K614. Tajna jednostka, rzekomo odpowiedzialna za bezpieczeństwo całego świata, ale tak na prawdę to on będzie stał na czele masakry, która niedługo się tutaj dokona.  Wkrótce skontaktuje się z wami 7. Razem z nim będziecie musieli w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia zabić K614, Inaczej sami zginiecie.

sobota, 21 listopada 2015

#2 Na swoim

Staliśmy przed mieszkaniem numer 13, wskazanym na kartce, którą znalazłam w plecaku. Klucz pasował a to wszystko zdawało się  być coraz bardziej podejrzane, ale jedyne, co mogliśmy zrobić to wejść do środka. Mieszkanie było urządzone nowocześnie. Dominowała tu biel, czerń i czerwień. Na przestrzeń składały się 3 małe, podobne do siebie pokoiki, mały salon z aneksem kuchennym i łazienka. Oczywiście w sypialniach zamiast łóżek były futony.

-Czyżby ktoś nam to ...dał?- Edward stoi przy lodówce z zapisanymi (na jego nieszczęście po japońsku) numerami alarmowymi.
-To mieszkanie?Może. Nie wiem co tu się dzieje, ale wydaje mi się, że to jakaś gra.
-Kira! Znalazłem coś, weź przetłumacz!- krzyczy ze swojej nowej sypialni Yuki. Znalazł on kawałek papieru z kodem, następną kartą kredytową i informacją:
13 dzień każdego miesiąca, bank Rieki, dzielnica Shibuya 24h

-Shibuya to dzielnica handlowa Tokio. Znając życie mamy tam łazić każdego 13 dnia miesiąca po pieniądze.- mówię
- Ale kto nam to daje?!- pyta Yuki.
-Co tam robicie?- woła Edward wchodząc do pokoju. Pokazujemy mu znalezisko a on gwiżdże zadowolony.
-I co cię tak cieszy? Nie obawiasz się?!-pytam zdziwiona jego beztroskim zachowaniem.
-Mamy pieniądze, możemy szaleć!- mówi szczerząc zęby. Szukam wsparcia u Yukiego, ale on wzrusza tylko ramionami.

Ulegając namowom chłopaków najpierw załatwiamy sobie pakiet przejazdów zwykłym metrem i Shinkansenem*a następnie udajemy się do największego skupiska sklepów, jakie mogliśmy sobie wyobrazić.

Musimy kupić ubrania, jedzenie, środki czystości, podstawowe leki i- oczywiście tysiące innych pierdół- bo to przecież Japonia! Na szczęście pamiętamy podstawowe rzeczy, takie jak umiejętności matematyczne i ogólną wiedzę, ale nadal w mózgu, w miejscu podpisanym ''przeszłość'' jest kompletna pustka.

Tak więc wracamy pod numer 13 obładowani siatkami, ale zadowoleni z siebie.

-13 worków!Tośmy się obukpili!- wołam lekko zła na siebie za ciuchy, których nakupiłam tysiące. Masakra, dałam się namówić na te śmieszne podkolanówki w kotki!Tutaj pełno jest wszechogarniającego kiczu, kolorów i ludzi. Podoba mi się to, bo kiedy o tym myślę, nie mam w głowie miejsca na obawy.

-A tak w ogóle, to jaki mamy dzisiaj dzień?- pyta Edward.
-Emmm, według mojego telefonu, jest dzisiaj 9 listopada.- mówię - W takim razie musimy koniecznie pamiętać o 13 listopada. Zapiszę o sobie gdzieś.

-Myślicie, że w tym domu ktoś już mieszkał?- pyta Yuki- znalazłem w szafie koszulkę piłkarską mniej więcej w moim rozmiarze, z numerem 13.

-Nie wiem. Sprawdź lepiej gdzieś, dokładny adres mieszkania.- mruczę

Yuki pokazuje mi na zawieszce do kluczy informację o naszym adresie

Tokio, Shinjuku, 13/13 


*Shinkansen- ogólnojapońska sieć kolejowa, superszybkich pociągów, osiągających prędkość ponad 400 kilometrów na godzinę. Powszechny sposób komunikacji pomiędzy odległymi punktami w zatłoczonej Japonii.

piątek, 20 listopada 2015

#1 Bezdomni milionerzy

Budzę się bardzo wcześnie rano, o świcie w obsukurnej alejce, obok śmietników. Nie pamiętam swojego imienia, w sumie to niczego nie pamiętam. Nie wiem nawet gdzie jestem. Obok mnie leżą dwie osoby. Mały chłopiec, mający na oko jakieś 10 lat, ubrany w ciemny płaszcz i niepasującą do tego zupełnie puchową, szarą czapkę z pomponem. Ten drugi z kolei wydaje się być starszy, może nawet o 2 lub 3 lata. Cały ubrany jest na czarno.

Nie zdążam się przyjrzeć im dokładniej, bo nad naszymi głowami przelatuje helikopter i oboje się budzą.

-Gdzie ja jestem...?- mały przeciera oczy i rozgląda się dookoła.
-Sama chciałabym wiedzieć.- odpowiadam. Nagle starszy z nich wstaje i podchodzi do mnie.
- My się przypadkiem nie znamy?- pyta przyglądając mi się dziwnie.
-Eeee...chyba nie. Nawet nic nie pamiętam. Nie wiem co ja tu robię...właściwie.- mówię
-Ja tak samo. Ale zdaje mi się, że się znamy.- chłopak nie wydaje się być nawet przerażony. Pomaga nam wstać i spogląda na nas z ciekawością.
- Widzę, ze jesteśmy w tej samej sytuacji. Mam na imię... Yuki.-mówię
-Pamiętasz swoje imię?!- krzyczy chłopiec
- Nie, po prostu spojrzałam się za siebie, na ten plakat- wskazuje palcem baner za mną.
-Ale... to jest chiński...
-Japoński, rzecz jasna.
-Znasz japoński?!
-Jak widać.

I tak to się wszystko zaczęło. W plecaku, który leżał obok śmietnika znaleźliśmy...uwaga, uwaga.... kartę kredytową razem z kodem. Później okazuje się, że znajduje się na niej calutki, okrąglutki i tłuściutki milion złotych*.
Znajduję również telefon, bez zapisanych numerów, oraz adres jakiegoś domu i klucze.

Po jakimś czasie okazuje się, że znajdujemy się w japońskim Tokio. Moja znajomość japońskiego bardzo nam pomaga, ale z tym jest również  tak samo, jak z innymi rzeczami- nie wiem skąd, dlaczego i po co. Jako, że nie pamiętamy nawet swoich imion wymyśliliśmy swoje własne.

Imię Yuki zostaje mi odebrane i przekazane temu małemu chłopcu. Starszego nazwaliśmy Edward i w sumie to nie wiem dlaczego a ja sama mówię na siebie Kira**.

Udajemy, że wszytko jest ok. Że jesteśmy przyjaciółmi na wycieczce w Tokio. Jesteśmy zbyt oszołomieni w mieście pełnym ludzi, gwaru, samochodów i oparów niewiadomo czego. Nie chcę tego przyznawać, ale mimo naszej beznadziejnej sytuacji podoba mi się Japonia. Ale przez cały czas po głowie tłucze mi się myśl: Co ja tu robię?

*Z uwagi na obowiązującą walutę w Japonii, czyli Jeny, nie chcąc zadawać nikomu trudu kwoty będą podawane w złotówkach. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich

** Tak, imiona są zapożyczone z anime. Ale samo opowiadanie, nie nawiązuje do anime i nawiązywać nie będzie


Dla ciekawych, Yuki- Noragami, Kira- Death Note, Edward- Fullmetal Alchemist (Brotherhood)